Trzy dni.

Tom leżał na brzegu piaszczystej plaży pokrytej drobnym piaskiem koloru czystego złota. Ubrany był w kraciastą koszulę, ciemne dżinsy oraz czarne trampki. Otworzył leniwie oczy, po czym zerwał się z przerażeniem na nogi rozglądając się nerwowo. Nie miał pojęcia skąd się wziął na niewielkiej wyspie na środku błękitnej tafli wody. Gdy tylko uspokoił oddech usłyszał:

– Witaj Tom, miło Cię widzieć. – słowa padły z ust wysokiego mężczyzny ubranego w biały garnitur.

Tom przestraszony powitaniem szybko odwrócił się w stronę mężczyzny, który pojawił się znikąd. Potykając się o własne nogi, przewrócił się w miejsce, z którego nie tak dawno wstał.

– Czy ja umarłem? – zapytał wprost, szybko łącząc fakty.

– Nie, chłopcze. Przynajmniej mi nic o tym nie wiadomo. Uprzedzając kolejne pytanie, nie jestem też Bogiem czy innym Świętym Piotrem – odpowiedział mężczyzna podając dłoń by pomóc Tomowi wstać.

– Nic nie rozumiem – powiedział Tom otrzepując się z piasku.

– No to namieszam Ci jeszcze bardziej w głowie, a potem wszystko wyjaśnię. To co tu widzisz to projekcja twojego mózgu, a ja jestem twoim przewodnikiem. Jestem chęcią życia, która przybrała cielesną formę, by Cię pokierować. Możesz mnie nazywać Cień, nie wpadłem na nic lepszego.

– Już pamiętam! – powiedział Tom jakby dostał olśnienia – Jechałem autem, byłem zmęczony, przejechałem przez skrzyżowanie, a potem pamiętam już tylko huk i pobudkę na tej plaży – nie umiał ukryć zakłopotania.

– Generalnie przysnąłeś za kierownica i przejechałeś na czerwonym świetle wpadając wprost pod ciężarówkę, na szczęście nikomu poza Tobą nic się nie stało – Cień wyciągnął okulary przeciwsłoneczne z kieszeni marynarki i założył je, poprawiając zaraz długie kręcone włosy – Nie pamiętasz mnie, ale spotykamy się tutaj po raz kolejny. Zawsze w tym samym miejscu, zawsze dostajesz ode mnie te same 3 zadania do wykonania. Ty zamiast przez nie przebrnąć, szukasz sensu i wyjaśnień. Niestety czas nam się kończy, a dopóki nie wykonasz zadań nie wyjdziemy stąd – powiedział lekko poddenerwowany Cień.

– Nie umarłem, a teraz stoję na rajskiej plaży, rozmawiam ze swoją „Chęcią życia”, która oczekuje ode mnie posłuszeństwa? To jakiś absurd! – Tom nie ukrywał gniewu.

– Proszę nie przechodźmy tego scenariusza raz jeszcze – Cień chwycił Toma za ramiona – zaufaj mi chodź jeden raz i przestań starać się kontrolować wszystko tak jak do tej pory. No może kontrola auta Ci ostatnio nie wychodzi zbyt dobrze, ale poza tym zamykasz się w swojej bańce, którą myślisz, że kierujesz samodzielnie. Trzy zadania, trzy dni, nic więcej.

Tom obrócił się w stronę wody i pustego horyzontu. Zorientował się, że nie słyszy szumu poruszających się fal, ani słońca na skórze, które powinno palić. Wiedział, że jest gdzieś poza ciałem. Starał się wyjaśnić sobie w jakiś logiczny sposób całą tę sytuację. Bał się zaufać i oddać kontrolę. Zadawał sobie w głowie pytanie „a co jeśli ma rację?”.

– Mam rację – odpowiedział Cień – jesteśmy tymi samymi osobami, lecz pojmujemy życie nieco inaczej. Ty masz szczęście odczuwać zmysłami i myśleć, ja jedynie mogę być obserwatorem, moją rolą jest krzyczeć żebyś wstał, kiedy upadasz. Tak jest i teraz. Wstań, bo czeka Cię walka. – Cień pochylił się łapiąc garść piasku i przesypując go między palcami.

– Co się stanie jak mi się uda? – Zapytał wprost Tom odwracając się do Przewodnika.

– Jakaś nieznana cząstka mówi mi, że się wydostaniemy. – Cień spojrzał na położenie słońca – Musisz ruszać do pierwszego zadania. Wiem, że jesteś gotowy. Zaczynamy?

– Wiem, że mógłbym zadać ci jeszcze setki pytań, którymi podważyłbym to co się tu dzieje, ale czuje, że to nic nie da. Dobrze, zaufam Ci. Co mam zrobić?

– Pewnie pamiętasz co obiecałeś tacie ponad dwadzieścia lat temu? – widząc zakłopotanie dodał bez oczekiwania na odpowiedź – Że pójdziecie oboje sami w góry. Każdego roku sądziłeś, że macie czas i odkładałeś zaproszenie na później. Tak mijały lata, najpierw pięć, potem dziesięć, a finalnie dwie dekady. Ojca dopadła starość, zardzewiał tak jak twoja obietnica. Dzisiaj masz szansę to nadrobić – Cień wyciągnął z kieszeni mapę, którą wręczył Tomowi.

– Ale tu nie ma gór – gdy tylko wypowiedział te słowa na środku wyspy wyrosła ogromna góra, do połowy porośnięta lasem palm.

– Na mapie masz zaznaczone miejsce spotkania z ojcem. Masz czas do końca dnia, by wrócić w to samo miejsce, gdzie teraz stoimy. Jeśli ci się nie uda, wracamy do punktu zero. O ile mamy jeszcze czas. Ruszaj – Cień rozpłynął się w powietrzu.

Dzień pierwszy.

Tom z poczuciem misji i radością spotkania ojca szybko ruszył w stronę góry. Spoglądając raz po raz to na mapę, to na teren dookoła, starał się nie zgubić drogi. Trasa była dość prosta i dobrze opisana na mapie. Przy miejscu oznaczonym wielką literą T spotkał swojego ojca. Wwyglądał tak jak pamiętał go z lat swojej młodości. Elegancki, schludnie ubrany, z wąsem, który z czasem zgolił.

– No ile to można na Ciebie czekać, szykujesz się do wyjścia dłużej niż matka – przywitał go na swój ciepły sposób tata, po czym ruszył szlakiem w górę.

– Ciebie też miło widzieć, tato – otarł zbierające się łzy radości i ruszył za ojcem. Czuł, że ledwo nadąża za ojcem, który z pełną werwą wspinał się po skalistym zboczu.

Początek trasy mijał bez większej wymiany zdań. Tom widział jak ojciec z czasem zwalniał tempo, a jego wygląd zmieniał się tak jak ludzie zmieniają się z biegiem lat. Tom zorientował się, że jeden dzień to jak całe świadome życie, które przeżył z tatą.

– Tato, pamiętasz jak uczyłeś mnie jeździć na rowerze? – Tom zapytał z ciepłym uśmiechem.

– Pamiętam, na ulicy dojazdowej do kopalni. Był to chyba jedyny równy kawałek asfaltu w okolicy. Brakowało studzienek kanalizacyjnych, bo ukradli na złom. Bałem się, że źle skręcisz, wpadniesz w dziurę i matka mnie zabije gdy coś Ci się stanie – dopowiedział ojciec.

– To ja się bałem, że się przewrócę i uszkodzę. I że wpadnę w dziurę, w której są potwory. Pamiętasz co zjedliśmy w przerwie kilkugodzinnej lekcji jazdy?

– Pamiętam! Barszcz czerwony matki. Pamiętam, że zaraz po jak ruszyliśmy na treningową trasę nagle nauczyłeś się łapać równowagę i nie musiałem cię gonić trzymając za kij z miotły przywiązany do rowerka. Jaka to była radość i duma! – Ojciec uśmiechnął się szczerze do syna.

– Oj tak. Miłość do rowerów i sportu została mi do dzisiaj. Dla odmiany przypomniało mi się jak moda na rolki zawitała do kraju i też pomagałeś mi się uczyć, mimo że sam nigdy nie miałeś pary na nogach. Pamiętam, że uczyliśmy się na kostce brukowej, która nie była dość dobrym miejscem szkoleniowym. Nie jestem w stanie zliczyć ile razy lądowałem na kolanach tego dnia, ale finalnie udało się!

– No przyznam synu, że nie wybrałem miejsca idealnego, ale za to jak już nauczyłeś się jeździć to na równym asfalcie zasuwałeś jak mało kto. Pamiętam jak każdego letniego wieczora droga pod blokiem była wypełniona dziećmi na rolkach. Jak się ścigałeś z każdym albo punktowałeś przy grze w hokeja z kolegami – mówiąc to poklepał syna po plecach.

– Pamiętam jaki fantastyczny kij mi zbudowałeś z materiału pozyskanego z piwnicy. Przebijał o kilka poziomów kije kolegów. To były czasy! Do dzisiaj sobie świetnie radzę na rolkach! – dumny z siebie wystawił pierś do przodu Tom.

– Tu się zgodzę, byłeś i jesteś bardzo uparty w dążeniu do celu i byciu najlepszym, ale jest coś co chyba nigdy nie było twoją mocną stroną. Grzybobranie. – zaśmiał się ojciec. – Ile to ja znalazłem grzybów w lesie idąc za tobą, aż głowa mała. Byłeś jak radar na grzyby, ale taki mniej sprawny, wiedziałes gdzie iść, ale ich nie widziałeś.

– To prawda, lubiłem chodzić z Tobą po lesie, ale grzybów to ja tam za cholerę nie widziałem. Może też nie chciałem widzieć, bo trzeba było się schylić i uważać na robaki. Poza tym, Ty miałeś łatwiej, jesteś niższy o ponad głowę, więc lepiej je widziałeś – zaśmiał się łapiąc ojca za ramię.

– A niech mnie, dotarliśmy! Piękny widok! – wykrzyczał ojciec – Widok był faktycznie piękny. Dookoła błękit nieba, w dole krystaliczna woda oraz złote plaże.

Podziwiając widoki, Tom zauważył, że słońce jest już dość nisko, a ojciec nabrał lat. Widział jak lekko utykającym krokiem zbliża się do kamienia, na którym usiadł.

– Tato, nie czas na odpoczynek, musimy zdążyć przed zachodem słońca – Ponaglał.

– Synu, to Ty musisz. Ja już wykonałem swoją część zadania. Wychowałem wspaniałego syna i pamiętaj, że byłem i jestem z ciebie dumny. Starałem się doradzać i uczyć Cię jak prowadzić dobre życie, a finalnie z radością zauważyłem, że radzisz sobie doskonale – spojrzał zmęczonymi oczami na syna, a jego twarz i zmarszczki rozświetlały promienie słońca.

– Tato zdążymy razem – łzy wypełniły jego oczy – choćbym miał cię nieść! Damy radę! – Tom klęknął przed ojcem tuląc się do jego kolan.

– Synu, tą drogę musisz pokonać sam. Nie mogę Cię już podpierać jak na rowerze, ani prowadzić za rękę jak przy rolkach. Wiesz co masz robić – spojrzał synowi w oczy i przetarł jego łzy.

– On ma rację – powiedział pojawiając się za plecami ojca Cień – To część zadania. Musisz zmierzyć się ze strachem pożegnania osoby, która cię wychowała. Spędziłeś z nim dzień, który dobrze wykorzystaliście. Czas ucieka Tom, droga w dół jest daleka, a słońce zaraz będzie zachodzić. Ruszaj, czekam na dole – Wraz z tymi słowami Cień po raz kolejny rozpłynął się, a serce Toma wypełniła pustka.

– Tato, przepraszam, jeśli kiedykolwiek Cię zawiodłem –  łzy spływały po policzkach lądując na kolanach ojca.

– Jesteś moim synem, którego kocham najmocniej na świecie. Byłeś i jesteś darem, za który dziękuję. Teraz mam jeszcze trochę czasu, by posiedzieć i pomyśleć o wszystkich wspólnych chwilach i podziwiać widoki. Idź już, wypełnij zadanie do końca, tak jak Cię uczyłem. Biegnij! – ucałował syna w czoło i potarł ramiona.

– Tato, kocham cię – powiedział Tom ze łzami, wstając i całując ojca w czoło.

Ocierając łzy ruszył drogą w dół, ostatni raz obejrzał się, by sprawdzić czy ojciec wciąż tam jest. Siedział machając w kierunku syna. Gdy Tom odmachał, ojciec już powoli rozpływał się w promykach słońca.

Tom gnał w dół ile sił, nie chciał zmarnować łez i smutku jaki kosztowało go pożegnanie. Widział, że słońce coraz szybciej zbliża się ku zachodowi. Chwila nieuwagi kosztowała upadek, po którym zorientował się, że jednak czuje ból. Mimo tego wstał szybko jak go uczono i pędził dalej. Biegnąc ile sił, wpadł na miejsce spotkania na plaży.

– Brawo! Zdążyłeś w samą porę, a teraz odpocznij. Jutro kolejny dzień i kolejne zadanie. Dowiesz się rano co to – powiedział Cień wskazując mu namiot przy ognisku, które pojawiło się znikąd.

– To wszystko jest jakieś popieprzone! – wykrzyczał Tom – Ty wymyślasz te zadania? Grasz na moich uczuciach?!

– Pamiętaj mój drogi, że stanowimy jedność, więc tak naprawdę to siedziało w tobie i Cię trawiło. Nie czujesz się odrobinę lżejszy?

– Masz rację, czuję się jakbym coś zrzucił – odpowiedział po chwili namysłu – Powiedz mi, czy jutrzejsze zadanie będzie równie traumatyczne?

– Dowiesz się jutro, a teraz odpocznij. Widzimy się jutro – Cień zniknął wraz z ostatnim promieniem słońca.

Tom jeszcze chwilę patrzył na fale obmywające plaże oraz na księżyc, który rozświetlał teraz plażę. Rozmyślał jak wspaniałym człowiekiem był jego ojciec, tęskniąc za nim. Nie umiał sobie przypomnieć czy jeszcze żyje w prawdziwym świecie. Rozmyślał czy on sam jeszcze żyje czy to wszystko halucynacje lub może tylko zły sen. Powędrował do namiotu, gdzie czekało na niego przygotowane posłanie. Nie miał nigdy problemu z szybkim zasypianiem, gdy tylko się kładł od razu zasypiał.

Dzień drugi.

Tom obudził się w takiej samej pozycji jak zasnął, nie słysząc ani nie czując nic. Nie pamiętał czy miał jakikolwiek sen. Namiot był wypełniony popołudniowym słońcem wpadającym przez otwartą część. Głowę Toma wypełniały różne sprzeczne myśli, wiedział, że to nie był sen. Nie rozumiał tego miejsca i tego co wydarzyło się wczorajszego dnia. Jednak poczuł pewną ulgę po wycieczce i rozmowie z ojcem. Uświadomił sobie, że nigdy nie usłyszał takich słów od ojca. Sam też nigdy nie okazał ojcu swoich uczuć. Twierdził od zawsze, że ojciec po prostu wie, więc nie ma sensu tego mówić głośno. Żył w przekonaniu, że to niemęskie i wstydził się otworzyć. Czuł ulgę, ale jednocześnie żal, że tego wcześniej nie mówił tacie. Mógł tylko mieć nadzieję, że ojciec wiedział co czuje syn oraz, że gdy to wszystko się skończy, będzie mógł to osobiście powiedzieć.

Tom leniwymi ruchami podniósł się z posłania. Zobaczył, że na zewnątrz czeka na niego Cień grzebiąc patykiem w popiele, jaki pozostał po ognisku. Tom postanowił wyjść, przywitać swojego przewodnika oraz poznać nowe zadanie.

– Masz rację, w głębi duszy wiedział co do niego czujesz, tak jak ty czułeś, że cię kocha – powiedział Cień nie odwracając wzroku od końcówki patyka którym grzebał w popiele – Pomyśleć, że po tak długim życiu, tylu uczuciach, przeżyciach i doświadczeniach zostaje po nas tylko garstka popiołu lub pożywka dla robaków.

– Ciebie też miło widzieć Cień. Rozumiem, że przywitania są twoją mocną stroną? – powiedział Tom ze skwaszoną miną dosiadając się do kompana na prowizorycznej ławce.

– Spałeś długo, ale nie chciałem Cię budzić, bo i tak pewnie będziesz chciał szybko zakończyć dzień – powiedział Cień ściągając okulary przeciwsłoneczne.

– Dalej nie rozumiem co tutaj robimy i dlaczego. Czuję jednocześnie ból po utracie ojca, radość, że mogłem z nim być, a teraz nerwy co dla mnie planujesz na dzisiaj – Tom nabrał piasku w dłonie, lecz nie czuł ziaren pod palcami, tak jak promieni słońca na twarzy. Nie słyszał dźwięku fal ani szumu palm na wietrze. Pamiętał jednak, że podczas wczorajszej wędrówki czuł to wszystko.

– Dzisiaj, drogi przyjacielu, spotkasz swojego przyjaciela, który towarzyszył ci przez lata. Tutaj też złożyłeś pewne obietnice, a później żałowałeś, że przegapiłeś najlepsze lata razem. Czuję, że wiesz o kim mowa – Cień spojrzał przez ramię Toma – Ktoś tam na ciebie czeka, spójrz.

Gdy tylko Tom się odwrócił zobaczył jak w jego kierunku biegnie Leyfi, ukochany pies, owczarek niemiecki mający ok 3 lat z dużymi sterczącymi uszami. Podniósł się szybko, by przygotować się na gorące przywitanie. Radość czworonoga była znacznie większa niż to co pamiętał Tom z codziennych przywitań po powrocie z pracy. Były podskoki, piski, tarzanie się na ziemi. Radość psa nie do opisania. Właściciel również nie krył radości i łez wzruszenia.

– Zasady są niezmienne – przerwał przywitanie Cień – masz czas z przyjacielem do zachodu słońca. Do tego czasu wykorzystaj czas dobrze, tak by poczuć to ciepło ulgi i szczęścia jak dzisiaj rano.

– Czy to znaczy, że.. – rozpoczął Tom łamiącym się głosem – Ona też odejdzie?

– Niestety tak, będziesz musiał zmierzyć się z bólem rozstania. To co paraliżowało Cię w strachu nie raz. Sprawiało, że zamiast wykorzystać dany wam czas zamartwiałeś się co będziesz czuł gdy przyjdzie czas pożegnania przyjaciela. Dlatego do dzieła, nie marnuj czasu. A teraz was zostawię, bawcie się dobrze – Cień zniknął, a jego miejsce wypełnił szum fal i wiatru oraz ciepło promieni słońca.

Tom czuł radość widząc Leyfi, ale i ogromny paraliżujący strach widząc, że słonce schodzi już w dół zamiast piąć się w górę. Mógł popaść w żałobę lub zareagować na zaczepiającego go psa domagającego się zabawy. Otarł łzy mówiąc na głos – do dzieła!

Plaża była usłana patykami idealnymi do aportowania. Była to jedna z czynności, którą kochał ten pies. Mógł przez wiele godzin biegać za patykiem. Leyfi była na tyle bystra, że doskonale wiedziała, gdzie patyk leci i ląduje, przez co mogła radośnie przynosić patyki swojemu Panu, by ponownie rzucił jak najdalej. Tom stwierdził, że wyspa jest na tyle mała, że mogą ją obejść przed zachodem. Zazwyczaj dalsze wycieczki piesze odbywał w samotności, unikał zabierania psa bojąc się, że będzie sprawiała problemy i nerwy. Stwierdził, że urządzi wyścigi z psem od palmy do palmy by urozmaicić drogę, jednak szybkość biegu psa przewyższała kilkukrotnie szybkość biegu Toma. Posunął się do drobnego oszustwa i rzucał patyk Leyfi w przeciwnym kierunku biegu, tak by musiała nadrobić większy kawałek. Tom wygrywał, a Leyfi nie wiedziała nawet, że się ściga. Była szczęśliwa, że ma swojego Pana tylko dla siebie. Tom zauważył, że ani on ani Leyfi się nie męczą. Było to zupełnie inne doznanie niż to co pamiętał jak za mgłą z życia. Stary pies, którego męczyły spacery wkoło bloku, lecz mimo to merdał radosnie ogonem mogąc towarzyszyć Panu.

Leyfi, poza bieganiem za patykami, uwielbiała wodę. Widząc ją z daleka często nie można było jej utrzymać na smyczy. Tutaj zadanie było o wiele prostsze, bo nie było smyczy, a na wyspie na brak wody nie można było narzekać. Leyfi nie czakając na zaproszenie, po kilku gonitwach za panem z patykiem, wksoczyła do wody. Tym razem i Pan nie bał się zmoczenia i tego, że coś się może stać. Tom wskoczył do wody zaraz za Leyfi. Taplając się, poczuł jak ciepła i słodka jest woda. Tak, raz za razem, wbiegali do wody goniąc fale lub, w przypadku Leyfi, goniąc patyki wrzucane do wody. Udało się okrążyć tę niewielką wyspę i nie był to krok spacerowy, a ciągły ruch, który przypominał zabawę dziecka ze szczeniakiem.

Nadeszło też to co nieuniknione. Nie od dziś wiadomo, że czas spędzony na zabawie mija najszybciej. Słońce nabierało już pomarańczowo-żółtej barwy. Można było też zauważyć, że Leyfi nie była już kilkuletnim psiakiem, a leniwie poruszającym się psem z siwym pyskiem. Tom widząc to usiadł na brzegu, a obok niego położył się czworonożny kompan kładąc pysk na kolanach, wpatrując się w Pana jak w obrazek. Słońce schodziło coraz niżej. Szum fal cichł tak samo, jak głośne oddechy Leyfi. Podczas gdy oczy Toma wypełniały się łzami, a serce smutkiem, oczy Leyfi zaczęły się przymykać i otwierać walcząc o każde spojrzenie w stronę swojego pana.

– Jestem tu – powiedział przez łzy Tom – Nie bój się, jestem – głaskał delikatnie po głowie i za uszami. Łzy spływały po policzkach. Położył się obok głaszcząc psa po brzuchu w ulubionych miejscach.

Słońce już chowało się do snu za horyzont, tak jak i do snu przechodziła Leyfi. Oddechy stawały się coraz płytsze, a po chwili ustały. Wraz z ciepłymi promieniami słońca odeszło ciepło ciała Leyfi.

– Żegnaj mój przyjacielu. Żegnaj – powiedział cicho Tom kierując słowa do ucha Leyfi.

– Teraz czujesz ból i cierpienie, jutro poczujesz ulgę i radość. Pamiętaj o tym – rzucił Cień, który pojawił się tuż obok Toma.

– Dlaczego mi to robisz!? Nie dam rady więcej! – wykrzyczał Tom zaraz po tym jak ciało Leyfi rozsypało się w pył i zostało rozwiane przez wiatr.

– To nie ja ustalam zasady, a tylko Ci je przedstawiam. Więc nie złość się na mnie, bo siedzimy w tym razem. Jestem częścią Ciebie, a Ty mnie. Złość na mnie nic nie da.

– Przepraszam, zbyt wiele wydarzyło się przez te dwa dni.

– Ale pamiętaj, że to ma jakiś cel. Dotrzymałeś obietnicy jaką dałeś ojcu oraz sobie wychowując psa. Nieważne, że tutaj w tym dziwnym świecie. Przypomnij sobie to ciepło, które czułeś gdy się obudziłeś. Jutro poczujesz takie samo po tym co miało miejsce dzisiaj. Nie analizuj, jak to masz w zwyczaju, a czerp radość z tego co było ci dzisiaj dane. Niestety noc to nie moja pora, muszę cię zostawić z tymi myślami. Wyśpij się, jutro też jest dzień. Do jutra – kończąc tą wypowiedź Cień zniknął, a wyspę wypełniło światło księżyca.

Tom zauważył, że namiot stoi na swoim miejscu, a obok znowu pali się ognisko. Dopadła go fala zmęczenia, więc postanowił skierować swoje kroki do namiotu i krainy snu. Przez chwilę jeszcze myślał o dzisiejszym dniu. O bystrych oczach Leyfi, pełnych radości i wdzięczności. Oraz o tych ostatnich spojrzeniach, w których widział spokój i wdzięczność. Sen przyszedł bardzo szybko.

Dzień trzeci.

Tom obudził się wraz z pierwszymi promieniami słońca, które wpadły do namiotu. Leżał w bezruchu i podziwiał jak słońce oświetla piaszczystą plaże, jak jego promienie przebijają się przez szczyty fal oraz jak przebija się przez korony palm rozświetlając cień. Tak jak wczoraj czuł ogromny ból i stratę, ale też i satysfakcję. Wiedział, że jest to fikcja, może sen. Wierzył, że to się zaraz skończy i wróci do swojego życia. Lecz gdy próbował sobie przypomnieć, jak ono wyglądało przed wypadkiem, nie umiał tego zrobić. Pamiętał chwile, które spędził z ojcem w przeszłości oraz chwile z Leyfi. Reszta wspomnień była niedostępna. Jednak im dużej tak leżał i patrzył na spektakl wody, słońca i wiatru odczuwał pewien wewnętrzny spokój. Tak jak spiętrzone fale uspakajają się wpadając na brzeg fal, tak samo jego myśli się uspakajały. Myśli czy wróci do życia i czy to życie w ogóle istniało, gdzie jest i jak się stąd wydostać. Uspokoił się na tyle, by móc wyjść z namiotu naprzeciw kolejnemu dniu.

– Witaj przyjacielu, gotowy na kolejny dzień? – Przywitał Toma Cień wpatrzony jak dnia poprzedniego w patyk, którym grzebał w popiele.

– Witaj, sam nie wiem – dosiadł się do Cienia – Czuje strach, co mnie czeka dzisiaj i czy dam sobie z tym radę.

– Przyznam Ci szczerzę, że jeszcze nigdy nie zaszedłeś tak daleko, zazwyczaj poddawałeś się po drugim dniu i nie miałeś siły wyjść z namiotu dnia trzeciego.

– Czuję pewien ład w swojej głowie i mam wrażenie, że dawno go tam nie było. Pogodziłem się ze stratą bliskich, chodź mam nadzieję, że ich spotkam szybko i będzie mi dane przeżyć z nimi jeszcze trochę chwil. Może to wszystko to jakaś kara, zimny prysznic za niewykorzystane dobrze życie? A może zły sen i wypadku wcale nie było? – mówiąc to Tom nie zdradzał przejawu smutku czy innego uczucia, musiał zrzucić chodź trochę myśli z siebie.

– Niestety nie odpowiem Ci na te pytania, wiec chyba i mnie czeka jakaś kara za bycie kiepskim przewodnikiem – zaśmiał się Cień lekko pod nosem – To jak, jesteś gotowy? – wzrok Cienia powędrował z wypalonego ogniska w kierunku Toma.

– Dobrze, jestem gotowy – Tom wstał otrzepując się z piasku i poprawiając swoje długie włosy.

– Wspaniale! – Cień również wstał i poprawił swój ubiór – dzisiaj spędzisz dzień z osobą, którą jednocześnie najdłużej i najsłabiej znasz. Wiesz kto to? – Zapytał Cień.

Tom nerwowo rozglądał się dookoła wypatrując towarzysza dzisiejszego dnia, lecz nikt się nie pojawił w pobliżu ani na horyzoncie.

– Musisz szukać bliżej, nie jestem to ja – dodał Cień.

– Musisz mi powiedzieć w takim razie, bo nie mam pojęcia – rzucił zniecierpliwiony Tom.

– Mój drogi, osobą, którą tak słabo znasz jesteś ty sam – Cień kończąc zdanie wskazał Toma wbijając palec wskazujący w jego pierś – Od zawsze robiłeś to co uważałeś, że inni od Ciebie oczekują. Spełniałeś ich oczekiwania licząc na gratyfikacje. I popadałeś w smutek i złość kiedy jej nie dostawałeś. Dzisiaj udasz się w podróż z samym sobą, w poszukiwaniu siebie.

– Czy to znaczy też, że .. – spojrzał Tom z przerażeniem na Cienia.

– Tak, i tym razem pożegnasz kompana swojej podróży, czyli siebie. Zmierzysz się z lękiem, który towarzyszy ci od lat. Lękiem przed śmiercią, a raczej niewykorzystanym darem życia. Pogodziłeś się ze stratą bliskich i dostrzegłeś w tym ukojenie. Wykorzystaj dzień tak by przy zachodzie słońca doznać tego ukojenia w stosunku do siebie. Działaj mądrze, proszę. Wyspa należy do ciebie – Cień ruszył w kierunku wody, a z każdym krokiem stawał się coraz bardziej przezroczysty, aż stał się niewidzialny.

Tom przez dłuższą chwilę stał jak wryty patrząc jak rozbijają się fale na plaży. Postanowił usiąść na brzegu próbując złapać chodź jedną myśl ze strumienia myśli który przepływał przez jego głowę w tym momencie. Wypełniał go paraliżujący strach przed śmiercią. Słońce było już u szczytu dnia. Czym jest połowa dnia w porównaniu do całego życia. Z każdą chwilą coraz bardziej tracił sens tej podróży. Łzy napływały do oczu a oddech przyspieszał. Chciał oddać komuś ten lęk i strach by się z nim uporał. Nie czuł się gotowy. Od zawsze żył w przeświadczeniu, że śmierć kryje się za najdalszą górą i jeszcze masa lat minie zanim ją tam spotka. Nigdy nie został postawiony w sytuacji, gdzie śmierć może czekać za najbliższym zakrętem. Ataki paniki i strachu przed śmiercią, nie były niczym nowym dla Toma. Nauczył się, że należy odzyskać panowanie nad oddechem, powoli nabierać głębokie wdechy wyobrażając sobie jak powietrze wpływa nosem, dociera do każdego zakamarka płuc, a potem spokojnie wydostaje się przez nos. Tak też poczynił, oddech stawał się głęboki i miarowy, a w parze z oddechem również serce zwalniało tempa. Zamknął oczy, przetarł łzy, a gdy je otworzył zobaczył przy palenisku porzuconą po pierwszym dniu mapę wyspy z wyznaczoną trasą na szczyt góry. Sprawdził położenie słońca po czym chwycił mapę. Już wiedział, gdzie się uda dzisiejszego dnia, na szczyt góry. Ostatni raz zobaczyć tak piękny widok z góry. Strach został zastąpiony chęcią działania. Czuł, że jest to coś co chce zrobić dla siebie, nie dla ojca czy kogoś innego. Ruszył ochoczo w stronę szlaku.

Tom postanowił delektować się trasą. Miał zapas czasu, więc nie musiał się spieszyć. W powolnym marszu zaczął przypominać sobie fragmenty swojego życia. Starał się je segregować i doszukiwać się tych, w których czuł, że żył. Poza chwilami z ojcem, gdy czuł się dumny z nauki jazdy na rowerze czy na rolkach, pojawił się nieco późniejszy czas, gdzie w wieku 11 lat wstąpił do klubu sportowego trenującego piłkę ręczną. Miejsce, w którym poznał wielu późniejszych kolegów, ale też i dyscyplinę narzuconą przez trenera. Początki były trudne, lecz wraz z sukcesami i dostaniem się do czołowego składu ligowego juniorów oraz zdobycia pucharu regionu, odkrywał w sobie chęć walki oraz radość z tego co robi. Na boisku czuł się jakby przebywał w innym świecie. Trans gry i samodoskonalenia. Były to dobre czasy, lecz późniejsze lata i toksyczne znajomości oddaliły go od sportu i klubu. Sześć lat gry jednak było czasem, który zawsze przynosił uśmiech na twarzy na samo wspomnienie. Kolejnym wspomnieniem, które przynosiło ciepło w środku, był czas poświęcony na pisanie opowiadań i wierszy. Mimo że uczęszczał do technikum i lubił przedmioty ścisłe, Tom lubił również przelewać swoje uczucia na papier. Wstydził się swoich dzieł, dlatego też nigdy ich nie ujawnił, ani się nie chwalił, że to robi. Z czasem zaprzestał to robić bojąc się, że ktoś zarzuci mu marnowanie czasu na wiersze i opowiadania.

Kolejnym znaczącym odkryciem w strumieniu myśli było przywiązanie do miejsca, w którym pracował. Na przekór rodzicom twierdził, że należy pracować i robić to co się lubi, a nie trzymać tego co się ma nawet jeśli nie daje to radości. Takie prawidła słyszał od rodziców. Nie wychylać i szanować to co się ma. Nie ryzykować i nie zmieniać pracy od tak. Jednak własne poczucie wartości i chęć rozwijania siebie sprawiły, że finalnie objął stanowisko, o którym marzył. Jest to kolejna rzecz, którą odkrył. Pasja i podążanie za nią go kreowała, dawała paliwo do działania. Często tłumił rozpęd w strachu nie przed porażką, a sukcesem. Teraz sam się dziwił, czemu się blokował i czemu pochłaniało go lenistwo, przez które wiele skrupulatnie zapisywanych pomysłów nigdy nie zostało zrealizowanych.

Powrót do sportu i współzawodnictwa to kolejne wspomnienie jakie śmiało mógł przypisać do czynności, które go ukształtowały i dawały spełnienie. Kolejne granice, pobijanie własnych rekordów czasowych na zawodach, albo coraz dłuższe pokonane dystanse.  Treningi stawały się formą oczyszczenia i swego rodzaju medytacji. Jednak to, co zauważył, że to nie kolejne chwalenie się czasem znajomym i rodzinie dawały najwięcej satysfakcji, a to co czuł na linii mety albo pod domem po udanym ciężkim treningu. Czysta radość połączona ze zmęczeniem. Dotykanie niemożliwego, przekraczanie własnych granic.

Jednak najsilniejszą nitką wspomnień nie jest sport, praca czy kolejne medale z zawodów, a są to ludzie, których Tom spotykał na swojej drodze. Ci toksyczni, których nie brakowało, stali się lekcją. Natomiast ci, którzy podwali dłoń, gdy było źle, ci co dawali rady, wspierali w pasji i wyborach, oddawali siebie nie oczekując nic w zamian, to właśnie oni stanowili największą wartość w życiu Toma. Fundament do budowania siebie. Tom miał teraz czas i czystość myśli, by móc przeanalizować, co dane osoby wniosły do jego życia oraz co on bezinteresownie podarował innym ludziom.

Tom zbliżając się do szczytu dalej nie poznał prawdziwego siebie, ale nauczył się że to długi proces. Praca nad sobą i dostrzeganie tych wszystkich rzeczy, która nas kreują i jak możemy nimi kierować. Wiedział, że nie chce być jak łódź bez steru, każdego dnia licząc, że płynie po bezpiecznych wodach. Był sobie wdzięczny za decyzje jakie podejmował i osoby, które spotkał na swojej drodze.

Jak i w dniach poprzednich, również dzisiaj słońce schodziło niżej i niżej. Gdy Tom dotarł na szczyt dotykało już linii wody, a niebo było pomarańczowe. Postanowił usiąść na kamieniu, na którym ostatni raz widział ojca. Tata doskonale wiedział, z którego miejsca widok był najlepszy. Zakręciła się łza w oku Toma widząc świat jaki widział jego ojciec po raz ostatni.

– Nie spieszyłeś się, mój drogi – Cień pojawił się tuż obok na kamieniu – odnalazłeś to czego szukałeś?

– To i znacznie więcej. Chyba nie da się nasycić głodu życia, gdy umiejętnie się go karmi. Tak samo jak poznawanie siebie i reagowanie na zmiany jakie w nas zachodzą może trwać całe życie, a to zdecydowanie za mało – Tom spoglądał przed siebie ze szklistymi oczami.

– Wysnułeś dobre lekcje, a jak jest z drugą częścią zadania? Pogodziłeś się z lękiem przed śmiercią?

– Nie do końca, ale wiem, że lęk i strach nie zniknie nigdy. Ważniejsze jest to jak ten lęk i strach się potraktuje. Może trawić jak rak, powoli i skutecznie, albo można zamienić je w paliwo do działania i ucieczki przed ostatnim oddechem.

– Chyba potrzebujesz więcej takich spacerów przyjacielu – zaśmiał się po cichu Cień.

– Tak, ale nie w tym dziwnym świecie, a prawdziwym. Czy teraz do niego trafimy? Czy zadanie zostało wykonane? – Tom spojrzał w stronę Cienia oczekując pozytywnej odpowiedzi.

– Tego nie wiem ani ja ani Ty. Trzeba mieć nadzieję, że po zachodzie słońca nastanie lepszy wschód – Cień ściągnął okulary przeciwsłonecznie i zaczął wpatrywać się w horyzont.

Tom bez słowa odwrócił głowę by złapać ostatnie zachodzące promyki słońca. Łzy jakie się pojawiły nie były łzami strachu, lecz radości, że mógł zobaczyć tak wspaniały widok i łapać każdy jego malowniczy fragment do magazynu wspomnień.

Tutaj historia się kończy. To co wydarzyło się po zachodzie niech opisze fragment nagłówka gazety :

Po trzy miesięcznej śpiączce w klinice Budzik obudził się kolejny pacjent. 33 letni Tom Cień, który uległ tragicznemu w skutkach wypadkowi samochodowemu na ruchliwym skrzyżowaniu Katowic w lutym tego roku. W wypadku zginął ojciec Toma, który przebywał na fotelu pasażera oraz pies, który podróżował na tylnym siedzeniu.”

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *